niedziela, 30 września 2007

...

Zauważyłem właśnie ze mój blog przestawił sie na czas amerykański... hm....

Związek idealny...

Wracając do marzeń, to tak sobie myślę że, każdy z nas gdzieś w głowie ma jakiś ideał związku. I ja tez go mam, jest minimalistyczny, bo czy nie warto cieszyć sie z rzeczy małych, a całą resztę traktować jako miły dodatek do całości??

Dla mnie związek idealny to taki, w którym mógłbym spędzić, z moją druga połową, cały weekend na sofie oglądając wtulonym film i jedząc popcorn. To też taki, który stworzy swój dom z dwóch serc i z dwóch dusz. Taki z psem i dwoma kubkami w szafce w kuchni, z których pijesz rano kawę przed wyjściem do pracy.

Czy tak dużo wymagam od życia?

P.S: Pożegnanie odbyło sie bez łzawych westchnień ale z obietnicą spotkania w grudniu.

Pozdrawiam

Piotr J.

piątek, 28 września 2007

Piotr J. - Szukając siebie... i "soulmate"

soulmate


Cały czas myślę o rozmowie z Raulem, cały czas przychodzą mi do głowy inne myśli, za każdym razem dostrzegam coś, już nie w nim bo ten temat już był, ale w sobie. Cały czas odnajduje jakieś elementy, jak małe puzzle samego siebie i wiem ze nie znajdę ich wszystkich w jednym miejscu. To jest tak by patrzeć na morze: w ciągu dnia linia horyzontu mocno oddziela błękit wody od błękitu nieba, nocą zaś całkowicie sie zatraca, o dwóch światach przypominają tylko świecące na niebie gwiazdy, reszta jest całością.

Tak samo zatracam sie ja, czasem odnajduje sie w jednym kawałku i w moim sercu świecą jak gwiazdy osoby dla mnie ważne, osoby które kocham i które cenie i jestem spokojny. Czasem zaś jestem rozcięty na dwa kolory mocna linia 2500km o której nie da sie tak porostu zapomnieć. Która wdziera sie mocno i wnosi ze sobą wątpliwości.

Problem w tym ze ja już sie rozsypałem na małe elementy których nigdy nie złożę w całość, część mnie jest w Polsce część mnie tu w Hiszpanii. Oby dwie tak samo szczęśliwe jak i smutne niezależnie od tego gdzie jestem.

Chyba powinienem mieć takiego "soulmate" aby oddać mu trochę tego wszystkiego, trochę szczęścia, trochę smutku, oddać mu, zatracić sie i żyć dla jednej osoby.

Pozdrawiam

Piotr J.

środa, 26 września 2007

Piotr J. pozytywnie.

Marzenia są po to żeby sie spełniać, czyż nie? choć czasem ludzie myślą ze marzyć powinno sie o rzeczach nie do zrealizowania bo inaczej staja sie celami. A ja wole marzyc o rzeczach albo sytuacjach które maja szanse bytu, takich monetach dostaje pozytywnej energii i w takich momentach czuje sie szczęśliwy wówczas jest mi dobrze, zapominam o całym świecie, znów staje sie dzieckiem zachłannie pragnącym poznawać świat bardziej i bardziej, iść coraz dalej, marzyc dalej, wytyczać sobie cele, realizować je i iść dalej by osiągnąć następny!

Dziś spędziłem cały dzień z "moja platoniczna miłością" z USA we dwoje,na początku na plaży, potem spacerując po BCN. Rozmawiając o wszystkim, o planach, marzeniach, potrzebach, szczęściu i ludziach, o świecie, o podróżach, o doświadczeniach za granica. O tym jak to jest sie czuć w swoim państwie obco i nie sojo. O życiu, idealnym związku i o tym ze tak naprawdę pragniemy niewiele i marzymy o rzeczach normalnych.

Przekonałem sie ze największym marzeniem nas wszystkich jest być kochanym tak szczerze i bezwarunkowo. I moc odwzajemnić to uczucie. A przynajmniej przekonałem sie ze żyją w chaosie świata wciąż zwyczajni ale jednocześnie niepowtarzalni ludzie.

Pozdrawiam

Piotr J.

poniedziałek, 24 września 2007

Piotr J. - z troche innej beczki.

PlAstiCs CandyS BoYS


Goście pojechali :( buuu a było całkiem milo, tak inaczej i po polsku w klimacie którego mi brakowało. Imprezy, plażowanie za dnia, i nocne powroty z winem w reku. Disco Tour po Barcelonie. Prawdziwe wakacje, takie których nie miałem już bardzo dawno, tak przyjemnie meczące.

Do tego przyjechała moja platoniczna miłość ze STANÓW ZJEDNOCZONYCH AMERYKI PÓŁNOCNEJ STAN KALIFORNIA, RAUL!! czyli facet prawie idealny... to prawie czyni go jeszcze bardziej idealnym niż jest :) prawie robi wielką różnicę.

Wczorajszy Clubbing wypalił pełna para. Niespodziewanie i nieoczekiwanie wszyscy byliśmy mocno nabąbani (tu dziś skończyły sie najważniejsze święta w Katalonii i to wszystko dlatego). Zaczęliśmy do kilku drinków, szortów i wypiliśmy nie wiem ile więcej! skończyliśmy w jednej z barcelońskich dyskotek bawiąc sie jak nigdy i nikt, wzbudzając zainteresowanie wszystkich dookoła. Były tance grupowe i beso frio (zimny pocałunek). Już dawno tak dobrze sie nie bawiłem!

Jutro wszytko wraca do normy, wieczorem wpada Raul na kolacje milo będzie pogadać i popatrzeć mu w oczka :D.

Czas pędzi nieubłaganie, z predkoscia światła. Liczę dni.

Pozdrawiam

Piotr J.

piątek, 21 września 2007

Bo jest mnie dwóch...



Ostatnie dni wcale nie są słoneczne choć słonce świeci oślepiającym blaskiem!

Jest mnie dwóch.

Jeden szalony, dziecinny z wiara w oczach i w sercu, z wiara ze wszystko będzie dobrze, z uśmiechem na twarzy nr 5. na wiecznym stypendium, żyjąc z dnia na dzień nie patrzący do przodu dalej niż na zbliżający sie weekend. Wszystko jedno gdzie, wszystko jedno jak. Silny psychicznie, otaczający sie takimi samymi pewnymi siebie ludźmi.

Drugi który jednak myśli o przyszłości, o swojej karierze i szczęściu, drugi który czuje sie niespełniony i który przede wszystkim tęskni do Polski do rodziny i do bliskich lub dalszych znajomych i do przyjaciół wiedząc ze to ludzie są najważniejsi w życiu. Drugi nie nadający sie do mieszkania za granica, w Hiszpanii, na końcu świata. Drugi którego głos staje sie coraz silniejszy, bo wie ze nigdzie na świecie nie będzie sie czul kochany i potrzebny, bo nigdzie na świecie nie ma ludzi którzy byliby z nim od tak dawna, od liceum, podstawówki czy od czasów studiów. Drugi który nie odnajdzie sie tu. Który jest tłumiony przez tego pierwszego ale już nie długo.

Niezależnie od tego czy znajdę prace czy nie, choć to jest warunkiem przedłużenia mojego pobytu tu, będę tu tylko do końca grudnia. Decyzje podjąłem, mój hiszpański sen skończy sie albo za dwa tygodnie albo z końcem roku. Nieodwołalnie. Definitywnie. Mam nadzieje ze uszanujecie moja decyzje.

Pozdrawiam.

Piotr J.

wtorek, 11 września 2007

Odkrycia...

Dziś ku mej uciesze znalazłem ciekawego bloga. Ujął mnie bardzo i tym samym postanowiłem zacytować kilka wpisów:

Tytuł: Pan Piotruś pisze ohydna fraszkę o racjonalnej brzyduli:

Tylko temu dupę daje,
komu na jej widok staje.

Tytuł: Ktokolwiek wie o zgubie, proszony jest o kontakt:

- Za czym się tak rozglądasz, Piotrusiu?
- No bo przyszło mi coś do głowy.
- I co?
- I sobie poszło...

Adres bloga dla zainteresowanych: http://panpiotrus-piotruspan.blog.pl/

Pozdrawiam

Piotr J.

poniedziałek, 10 września 2007

Kolory mojego zycia...

Plaża, tak można nazwać ostatnie dni mojej marnej hiszpańskiej egzystencji. Nie robie nic konstruktywnego, mam poczucie, ze czas przelatuje mi miedzy palcami i nie rozwijam sie w żadnym kierunku. Wysyłam CV w poszukiwaniu pracy, rezultat nadal marny. Wciąż są studenci na praktykach, mam nadzieje ze sie ruszy już na dniach bo jak nie to będzie kicha.

Mam Mamę "na głowie" Mama jest mało wymagajaca, jej wystarczy tylko plaza i woda mineralna no i jakaś kolacja, przydał by sie tez premier Hiszpanii ale to już by był wówczas raj na ziemi i powiedzmy ze komfort na poziomie Hiltona lub Sheratona gwiazdek 5 +++++ - ogólnie jest bezproblemowa. Turnus Mamy kończy sie w środę. Zaczyna innych :)

A ja tak sobie siedzę w domu patrząc za okno na budynki dookoła oblane słońcem, na palmy o liściach koloru zielonego, na niebo koloru niebieskiego ze świadomością ze tam niedaleko, prawie za rogiem jest tez ogromna woda koloru granatowego. Tyle sie dzieje dookoła tyle jest pięknych rzeczy a ja mam chęci, mam chęci żeby iść dalej ale nie wiem czy chce sam, Nie wiem... ale z taka niewiedza idę idę idę przed siebie, patrząc radośnie w słońce które oślepia w dzień, które zachodzi późnym wieczorem a nocą pojawiają sie gwiazdy które migocą sie tysiącami na czarnym niebie. A najpiękniejsze w tym wszystkim jest to ze oprócz wiedzy którą mam na temat uroków świata, to najpiękniejszą w tym wszystkim jest ta świadomość ze jesteście wy wszyscy. Pieknijsi niż cały ten kolorowy świat, i te palmy i ta woda i słońce i gwiazdy. Bo czym by był mój świat gdyby nie Wy.

Sciskammmmm

Piotr J.

wtorek, 4 września 2007

Mi Espana mi casa..



Po krótkiej podroży w pełnym samolocie, z 10-cio minutowym opóźnieniem w Polsce i 10 minut wcześniej w Barcelonie, wróciłem do domu, znów siedzę na swojej ukochanej najwygodniejszej sofie na świecie :) znów jest ciepło i znów dookoła palmy i szum morza po 15 minutach spaceru. Lubie tu być, tu jest spokojnie.

Pozdrawiam

Piotr J.